Jesteśmy z powrotem. Wycieczka
krótsza niż całość urlopu ale chyba wystarczająca na odwiedzenie północnych
krańców Polski i zobaczenie tego, czego ostatnim razem się nie udało. W
przeciwieństwie do poprzedniego wypadu na motocyklu cel wyjazdu był z góry określony:
Gdynia. To jak tam dojedziemy to juz nasza wesoła twórczość. Zdecydowaliśmy się
na podróż centralną Polską - jako, że poprzednim razem jechaliśmy wzdłuż granic.
Dzień 1
Na sam wstęp skierowaliśmy się do
Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd w Jurze krakowsko-częstochowskiej. Jakoś do
tej pory nie udało nam się zwiedzić zamku Ogrodzieniec więc przy okazji
nadrobiliśmy tą zaległość. W niedalekiej odległości od niego znajduje się
cmentarz żydowski w Żarkach, o który również zahaczamy. Później kierujemy się
na Bełchatów, by z Kleszczowa zobaczyć jedną z większych dziur w ziemi na
terenie Polski. Docelowy nocleg znaleźliśmy na polu namiotowym w okolicach
Izbicy Kujawskiej nad jeziorem Modzerowskim. I znowu jak tylko rozpakowaliśmy
motocykl zaczyna kropić:) Ot takie fatum. Na szczęście przestaje po kilku
minutach i nie ma powtórki z poprzedniego wyjazdu.
Dzień 2
Znowu wstaję na wschód słońca
lecz tym razem nie przynoszę ciekawych zdjęć. Pakowanie i ruszamy w stronę
Borów Tucholskich. Droga bardzo przyjemna, wśród sosnowych lasów, w których nie
obeszło się bez przygód. Podczas wjazdu na postój w jedną z piaszczystych,
leśnych dróg zaliczamy upadek na motocyklu. Prędkość nie jest duża więc nic nam
się nie stało, za to jeden z kufrów aluminiowych jest pogięty, a zawiasy
wykrzywione. Samodzielnie nie idzie tego wyprostować więc Daniel, korzystając
ze swojej podręcznej skrzynki narzędziowej tworzy nowe, prowizoryczne zapięcie
i ruszamy w drogę. Zatrzymujemy się w Tucholi na rynku i w Rezerwacie Przyrody
"Kamienne Kręgi" w Odrach - gdzie znajduje się cmentarzysko plemienia
Gotów i (jak nazwa wskazuje) ok. 10 kamiennych kręgów. Camping w Borsku położony
na wyspie pomiędzy kanałem, a rzeką staje się naszym miejscem docelowym.
Dzień 3
Korzystając z ładnego położenia
campingu, zamiast wyjeżdżać rano - zostajemy na Kaszubach do późnego
popołudnia. Przez parę godzin pływamy na rowerku wodnym i siedzimy nad jeziorem
Wdzydze co jest miłą odmianą. Później kierujemy się na Szymbark (ale
rezygnujemy ze zwiedzania domu "do góry nogami") i Łebę. W Łebie,
zamiast na plażę, pierwsze kroki kierujemy do wypożyczalni rowerów i na dwóch
kołach dojeżdżamy do Słowińskiego Parki Narodowego. Wydmy robią niesamowite
wrażenie, szczególnie widok lasu po przejściu takiej góry piachu. Wieczór
spędzamy już całkiem tradycyjne: z winkiem na plaży i zachodem słońca.
Dzień 4
Trasa: Łeba
Decydujemy się pozostać nad
morzem jeden dzień dłużej, a co! W końcu mamy urlop. Co prawda czas spędzony na
plaży w naszym przypadku (licząc w godzinach) można byłoby policzyć na palcach
jednej ręki:) Ogólnie podróż nad polskie morze w środku sezonu to zły pomysł: tłumy na campingach, plażach,
restauracjach i imprezowe wrzaski nocą. Rano włócze się z aparatem po plaży, a następnie zwiedzamy Łebę, miejscowy targ rybny, falochrony i ruiny kościoła, z którego pozostała tylko jedna ściana.
Dzień 5
Po nicnierobieniu zbieramy się
dalej. Wyruszamy przez Kaszuby, kierując się na wieżę widokową w Czymanowie.
Elektrownia robi zdecydowanie lepsze wrażenie niż wspomniana wieża. Groty
Mechowskie zaskakują przede wszystkim ... skalą. Myślałam, że to coś w rodzaju Błędnych
Skał, a tu miniaturka. Co nie zmienia faktu, że fajnie to zobaczyć. Docieramy
do Gdyni - tym razem zamiast campingu nocujemy u mojego brata (w pokoju z
widokiem na kontenerownię) Cel osiągnięty:)
Dzień 6
Trasa: Gdynia
I znowu mamy luźny dzień spędzony
na błogim lenistwie. Brat oprowadza nas po modernistycznej części miasta i
Skwerze Kościuszki. W Orłowie spędzamy parę godzin: na molo i w Tawernie, gdzie siedząc na tarasie mamy widok
na kontenerowce i promy wchodzące do portu. Totalny luz. Aaa i więcej gadamy niż fotografuje - stąd bardzo mało zdjęć:)
Dzień 7
Trasa: Gdynia - Tczew - Włocławek - Częstochowa - Kraków - Głogoczów
Rano nie możemy się wybrać. Brat ma na popołudnie do pracy więc bez pośpiechu zbieramy swoje rzeczy. Pierwszym punktem po Gdyni jest obowiązkowo Tczew, który pominęliśmy ostatnim razem - widzisz Żuław: tak jak obiecałam! - Most robi niesamowite wrażenie. Potem kierujemy się na południe. Rolniczo, nizinne i sielsko. Mijając Łódź decydujemy się przycisnąć motocykl mocniej żeby dojechać do domu. Efekt - jesteśmy po 23 w Głogoczowie.
Rano nie możemy się wybrać. Brat ma na popołudnie do pracy więc bez pośpiechu zbieramy swoje rzeczy. Pierwszym punktem po Gdyni jest obowiązkowo Tczew, który pominęliśmy ostatnim razem - widzisz Żuław: tak jak obiecałam! - Most robi niesamowite wrażenie. Potem kierujemy się na południe. Rolniczo, nizinne i sielsko. Mijając Łódź decydujemy się przycisnąć motocykl mocniej żeby dojechać do domu. Efekt - jesteśmy po 23 w Głogoczowie.
I po urlopie:) Baterie naładowane na cały następny rok. Trochę po głowie jeszcze chodzi odwiedzenie Tatr przed powrotem do pracy no ale to już jak pogoda pozwoli:) Teraz siadam do obróbki zdjęć, które czekają niecierpliwie na dysku. Wkrótce obiecane nowości!